poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rapsody

Czarnuchy z lawą zaczęłam i... jak to ze mną bywa, pomysł na nie wywietrzał. Musiały odleżeć odpowiedni czas, nim się doczekały swoich pięciu minut. Żal mi się ich w końcu zrobiło, rozbierać ich na czynniki nie miałam chęci i postanowiłam popróbować czegoś z oplatanym elementem.




I jak wyszło? Elementy do oplatania odzyskane z rozbiórki jakiegoś starocia, w przyrodzie wszak nic nie może zginąć ;)  Jestem z nich całkiem zadowolona i postanowiłam zgłosić je na wyzwanie w Kreatywnym Kufrze...

sobota, 20 kwietnia 2013

Lavanya

Skończyłam je wczoraj i jako gotowoce prezentuję. Jedne z tych niewielu, z których naprawdę jestem nieskromnie zadowolona, mimo że żadna tam wymyślna forma. Od jakiegoś czasu mam w planie coś większego, jednak wciąż brak mi odwagi i na przymiarkach sie kończy. Poza tym chyba jednak w małych formach czuję się najlepiej. Zatem Lavanya:




...i to by było na tyle na dziś :)


piątek, 19 kwietnia 2013

Minimalizm

Kilka dni na główkowaniu zeszło i ostatecznie uznałam, tym kolczykom najlepiej jednak przysłuży się minimalizm. Postanowiłam zostawić je takie, jakie są i niczego do nich już nie doszywać. Przedstawiam Madhavi:



Centralny kamyk to kwarc różowy. Mam jeszcze takie małe pastylki tego minerału i one też już są na warsztacie :)

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Coś tam...

Wydłubałam kolejne kolczyki... hmm... takie sobie. Jakoś tak mało kreatywna jestem. Jeszcze się chyba do końca nie wybudziłam z zimowego snu. Ale to wina późnej wiosny ;)

Kalpana

W środku barwione, syntetyczne turkusiki a dookoła jak zwykle sutasz i moje ukochane toho, no i wyszły.

W sumie to mam w zanadrzu jeszcze jedne w sumie już skończone, ale... no właśnie... moja kreatywność wybrała się na poszukiwanie wiosny i przepadła. Tamtym czegoś brak, a ja nie mogę się zdecydować czego.  Może za kilka dni... a tymczasem pozdrawiam wiosennie, bo za oknem wreszcie JEST. "Liściów" jeszcze nie ma, ale w powietrzu już ją czuć :) 

sobota, 6 kwietnia 2013

Kupujmy nasze...

Jestem zdecydowanie za, więc dorzucam swój głos...


<<Akcja “Kupujmy nasze rękodzieło” ma na celu przypomnieć wszystkim, żebyśmy pamiętali o rodzimych wytwórcach, wspierali nasz krajowy rynek i kupowali przedmioty od naszych polskich rękodzielników – czyli przedmioty oryginalne, wartościowe, artystyczne, wykonywane często w pojedynczych egzemplarzach.Pamiętajmy o artystach, twórcach, którzy poświęcili wiele czasu na to, żeby poznać daną technikę, nauczyć się jej, poświęcają czas, żeby stworzyć coś niepowtarzalnego, nietuzinkowego, pięknego i DOKŁADNIE WYKONANEGO, nie okupionego pracą małych rączek…
Basta chińszczyźnie – kupujmy nasze rękodzieło!
Chcemy Was zarazić tą akcja, prosić, żeby ten, kto chce, kto się z tym zgadza, podał dalej. Możecie, a wręcz prosimy Was o kopiowanie tego obrazka i tekstu powyżej i wklejania na swoich blogach.
Mówcie o tej akcji swoim znajomym, zmieńmy mentalność Polaków.
Nie jest to pierwsza taka akcja, ale warto takie myślenie promować, prawda?>>


...ubolewam jedynie na faktem, iż po za nami, które właśnie owo rękodzieło tworzymy, pewnie i tak nikt nie zobaczy tego banerka, ani nie przeczyta tekstu... Sąsiedzi przy sobocie na zakupach... w Chińskim Centrum, bo tam, nie koniecznie oryginalnie czy twórczo, ale za to tanio...

piątek, 5 kwietnia 2013

Charusheela

Poczyniłam kolejny drobiazg. Przestałam już wyglądać za okno. Wiosna będzie, jak będzie. Tylko Lizak nieszczęśliwy, bo już kwiecień a tu mlecyków jak nie ma, tak nie ma... ale cóż, taki króliczy los. Wyładowuje swoją frustrację na moich koralikach. Dzisiaj znów wysypał całe pudełeczko, łobuz jeden. A nowe kolczyki się zwą Charusheela i wyglądają tak:



Użyłam takiego dekoracyjnego sznureczka. Efektownie wygląda, ale pracuje mi się z nim paskudnie. Zostało go jeszcze trochę i pewnie w jakiejś pracy znów go wykorzystam, ale bedę się musiała nastroić na przeprawę z nim i pewnie więcej go już nie kupię.

A w między czasie zrobiłam jeszcze maleństwa. Jakiś czas temu nabyłam takie kaboszony z tulipanami. No, mnie się zdawało... Jak przyszły to byłam przerażona, bo takie maluśkie się okazały. Wprawdzie sprzedawca uczciwie wyraził ich wieklość w milimetrach, ale okazało się że owo wyrażenie nijak się ma do mojej wyobraźni. Leżały i leżały i się w końcu doleżały.


...o takie mauśkie są:


...córka je drapnęła i już są jej :)