piątek, 5 kwietnia 2013

Charusheela

Poczyniłam kolejny drobiazg. Przestałam już wyglądać za okno. Wiosna będzie, jak będzie. Tylko Lizak nieszczęśliwy, bo już kwiecień a tu mlecyków jak nie ma, tak nie ma... ale cóż, taki króliczy los. Wyładowuje swoją frustrację na moich koralikach. Dzisiaj znów wysypał całe pudełeczko, łobuz jeden. A nowe kolczyki się zwą Charusheela i wyglądają tak:



Użyłam takiego dekoracyjnego sznureczka. Efektownie wygląda, ale pracuje mi się z nim paskudnie. Zostało go jeszcze trochę i pewnie w jakiejś pracy znów go wykorzystam, ale bedę się musiała nastroić na przeprawę z nim i pewnie więcej go już nie kupię.

A w między czasie zrobiłam jeszcze maleństwa. Jakiś czas temu nabyłam takie kaboszony z tulipanami. No, mnie się zdawało... Jak przyszły to byłam przerażona, bo takie maluśkie się okazały. Wprawdzie sprzedawca uczciwie wyraził ich wieklość w milimetrach, ale okazało się że owo wyrażenie nijak się ma do mojej wyobraźni. Leżały i leżały i się w końcu doleżały.


...o takie mauśkie są:


...córka je drapnęła i już są jej :)



3 komentarze:

  1. Wow...kolczyki sutaszowe zachwycające...ja też zamówiłam podobne kaboszony z różyczkami...hm...cóż...wielkie to one nie były;))) jakoś sobie w końcu poradziłam z nimi:) a Twoje tulipankowe maleństwa wyszły ślicznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do maluśkich nie dziwię się Córce, też bym szybko przywłaszczyła, żeby nikt mnie nie wyprzedził, :) bo chętni szybko by się znaleźli, ale duże też śliczne. Pozdrawiam cieplutko. :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze. Dają wiele radości i motywują do dalszych rękoczynów :)
Kajjka