czwartek, 26 września 2013

Czytelniczo

Jak się obawiałam, tak się stało. Pochłonęły mnie  inne niż robótkowanie zajęcia i tak sobie całe lato upłynęło. Robię zapasy koralików na zimę i choć na razie ciągle nie mam nic do pokazania, pomyślałam sobie, że może Goście zechcą coś przeczytać, zaglądając. Podrzucam, więc Wam Grina. Opowiadanie utrzymane w klimacie fantasy, które napisałam na konkurs i które zostało, z kilkoma innymi tekstami wyróżnione w konkursie. Konkurs organizował portal extrastory.pl. A teraz moje "dzieło" ;):


– Tfu…! A zaraza – splunął ze wstrętem. – To, sigin!

Poraniona, skuliła się pod nawisem rudawego piaskowca, wciśnięta w naturalną szczelinę, wyżłobioną pracowicie przez wiatr i piasek. Wodziła dokoła przerażonymi, przekrwionymi oczyma o złotawych tęczówkach. Przez rozdarty rękaw prześwitywała jasna skóra naznaczona filigranem znamienia.
Było ich sześciu. Odziani w proste ubrania z wełny i koźlej skóry, wskazujące na wykonywaną profesję. Poganiacze. Tylko jeden, najwyższy, tęgi, o nalanej twarzy ze szczeciniastym, rudawym zarostem, odziany był w drogi jedwab i aksamitny, pikowany kaftan zdobiony haftem. Ten musiał być kupcem i właścicielem towaru, który wiozła karawana. Kupiec miał krótki sztylet zatknięty za jedwabny, szeroki pas. Pozostali także uzbrojeni byli w sztylety, ale ich broń miała wąskie długie ostrza.

– Wiedziałem, że to nie dziki zwierz wykończył tamtą harpię. Od razu wiedziałem – pochwalił się swoją przenikliwością jeden z poganiaczy.
– Suka – syknął inny – trzeba jej poderżnąć gardło i powiesić głową w dół, żeby krew zeszła.
– Zostawcie. Jest ranna i ledwo zipie, długo nie pożyje. Tu wszędzie pustynia... ani żarcia, ani wody…
– Głupiś, Grin. Sigin, jak go nie wykrwawisz, jak flaków nie wyprujesz, zawsze się jakoś wyliże. Czarów użyje. Ona – wskazał wzrokiem kulącą się w szczelinie dziewczynę – widziała nas. Wielbłądy ochwaci jak nic. Albo burzę ściągnie. Trzeba ją wykończyć, inaczej źle będzie z nami.
– Sam głupoty pieprzysz, Bermus – warknął Grin z niesmakiem.
Miał nieprzyjemną świadomość, że spieranie się o życie napotkanego sigina, nie ma sensu. Jego towarzysze zabiją ją tak, czy inaczej.
– Wierzycie w te wszystkie bajdy o siginach jak małe dzieci – splunął pogardliwie pod nogi Bermusa i oddalił się od nich. Nie miał ochoty być świadkiem kaźni.
– A ty, co?! – zawołał za nim któryś z poganiaczy. – Żal ci, ścierwa? Może jeszcze opatrzyć i nakarmić ją mamy? – zarechotał złośliwie.
Reszta zawtórowała mu równie nieprzyjemnym rechotem, po czym zajęli się rozważaniem możliwości:
– A może by sprzedać? Podobno na zachodzie, za żywego sigina niezłą sumkę można utargować.
– Taa… tyle, że nim dotrzemy na zachód, wiedźma wszystkich nas wydusi.
– Słyszałem, że jak sigin wycieńczony, to słaby i czarować nie może. Żarcia jej nie dać, to nic nie zrobi…
– A ja mówię – upierał się Bermus – wykrwawić trzeba.
Sięgnął pod nawis, złapał nieszczęśnicę za nadgarstek i próbował wyciągnąć ze szczeliny. W obronnym odruchu trzepnęła go lekko palcami wolnej ręki, trafiając w odsłoniętą skórę na przedramieniu. Poganiacz wrzasnął, puścił ją i odskoczył w tył. Wrażenie było nieprzyjemne, choć nie oberwał mocno. Na silniejszy impuls nie było jej już stać...

To oczywiście nie koniec historii... ale ponieważ trafiła tu jedynie jako przerywnik, zainteresowanych losem branki i Grina zapraszam TUTAJ
Znajdziecie tam także opowiadanie "Shanya", które jest swego rodzaju
dopowiedzeniem do "Grina" 
(grafika na "okładkę" wygrzebana w sieci)

3 komentarze:

  1. już wiem co będę czytac wieczorem, dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tu widzę temat na świetną książkę fantasy. Nie planujesz czasem jej napisania? Chętnie bym przeczytała i jestem pewna, że nie tylko ja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Wam serdecznie drogie Panie :). Niestety w sprawie Grina pozostaję twarda jak granit. Jest pozostanie opowiadaniem. Był przymiarką do dłuższej formy i to nad nią teraz pracuję, dlatego w szyciu takie tyły mam ;). Co do tego drugiego twora, mam w związku z nim pewne nieśmiałe plany i marzenia, ale... długa droga jeszcze. Póki co, fragmenty udostępniłam, na swoim koncie na chomiku. Na razie jeszcze nikt z tych co się skusili nie zmieszał tego z błotem, więc jestem dobrej myśli. Pierwsza część jest napisana, druga prawie i tylko dwie ostatnie raczkują. Być może jakieś fragmenty i tutaj wkleję, aczkolwiek nie chciałabym zmieniać charakteru bloga z robótkowego na grafomański. W najbliższym czasie postaram się raczej dokończyć parę kolczyków, która się nie może doczekać finiszu ;). Pozdrawiam wszystkich zaglądających.
    Kajjka

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze. Dają wiele radości i motywują do dalszych rękoczynów :)
Kajjka