Teraz do rzeczy, poprzednio pokazałam kolczyki "w trakcie". W pierwotnym założeniu miały być niewielkie i wyglądać mniej więcej tak:
Ale jakoś tak, im dłużej im się przyglądałam, tym silniejsze było moje wrażenie, że czegoś im brak. Zaczęłam szperać w pamięci w poszukiwaniu wspomnień i skojarzeń, które by do nich pasowały. Tak dotarłam w odległe czasy, kiedy to mój tato służył w marynarce wojennej w stopniu kapitana. Przypomniał mi się jego granatowy mudur, biała czapka i... no właśnie, to jest to... złote guziki i złote dystynkcje na mankietach granatowej marynarki. A teraz efekt końcowy owych wspomnień.
Przedstawiam kolczyki "Kapitańskie":
Powiem nieskromnie, że z niewielu prac jestem tak zadowolona jak z tej :).
Poczyniłam też pierwsze kroczki w nowej technice, tym razem niebiżuteryjnej, ale o tym innym razem :).
I podjęłam właśnie decyzję, co do losu powyższych kolczyków. Zostaną przekazane na LOTERIĘ FANTOWĄ dla Maciusia Oświecińskiego. Cel jest piękny i szczerze zachęcam inne osoby aby przyłączyły się do akcji. Banerek do strony Maćka jest na pasku bocznym bloga.
Piękne. :)
OdpowiedzUsuńObie wersje jak na mnie bardzo dobre:)
OdpowiedzUsuńo jakie fajne :)
OdpowiedzUsuńMiło mi Cię gościć u siebie;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że ja raczej preferuję małe twory sutaszowe, ale wersja kapitańska też jest niezła;)
Cudowne, na prawdę..niby malutkie a jednak jestem pewna, że robią wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńWOOOOW!!!
OdpowiedzUsuńAle piękne.
Same miłe słowa, dziękuję za nie :))
OdpowiedzUsuńApril, to pierwsze koczyki z 2 części w moim wykonaniu, jakoś tak nie mam talentu do dużych form, chociaż może kiedyś popróbuję,
Kamilo, wcale takie malutkie nie są, długie prawie 7 cm :)