A teraz skutki mojej skłonności do improwizacji i szycia bez starannie naszykowanego na kartce planu. Zresztą, zwykle bywa tak, że plan (o ile w ogóle jest), jest tylko jakąś ideą bliżej nie określoną, nawet jeśli nasmaruję go na kartce. W praktyce zawsze muszę coś modyfikować. Tak już mam, że jak mi coś wpadnie na myśl, to niezmiernie mnie irytuje, jeżeli nie mam pod ręką natychmiast wszystkiego, co potrzebne do sprawdzenia pomysłu w praktyce. Tym razem nawet na kartce nie było i jak zobaczyłam efekt, to uśmiałam się setnie. Nie wygląda to źle, tylko nie spodziewałam się, że wyjdą takie klauny i dlatego mnie to tak ubawiło.
Niechże się i inni pośmieją :). Zaś klauny czekają na zamontowanie bigli, bo jeszcze się nie zdecydowałam czy jak zawsze na wiszących, czy może lepiej na sztyftach. Prawdę mówiąc nie bardzo wiem, jak by je na tych sztyftach, ale zobaczy się, coś się wymyśli. Wszak co jak co, ale improwizacja to moja mocna strona :)))
Śmiejące się sutaszki są rewelacyjne! :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że się nie tylko mnie podobają :), mam w domu małe urwanie kapelusza, związane z wyjazdem córki, w związku z tym będzie trochę zaległości na blogu do nadrobienia po niedzieli :))
OdpowiedzUsuńMi też się podobają :)
OdpowiedzUsuń