Na wstępie... Oto kolczyki zielone, które w planie mają być z tych "trochę większych". Zaczęłam, efekt mi się nie spodobał, poprułam i na razie jest z nich tylko to:
Kamień w nich jest dosyć duży i ta część planu mi się podoba, zatem uniknęła prucia, ale czegoś im jednak brak, więc leżą i czekają na swój czas.
Pora przedstawić moją "wisienkę". Uważam je za jedną z moich bardziej udanych prac, chociaż do wielkich form nie należą. Póki co nie mam odwagi, próbować się z czymś mononumentalnym. Nie wiem czy podołałabym takiemu wyzwaniu, zresztą małe ma swój urok. A poniżej już w pełnej krasie kolczyki z kwarcem wiśniowym, którym wymyśliłam nazwę Violante:
Na swoją kolej czeka jeszcze kwarc niebiański i turkus i coś tam jeszcze. Postanowiłam zatem wyruszyć do miasta i uzupełnić, nieco przetrzebione, sznurkowe zapasy. A tu masz, w ulubionej pasmanterii urlop. W desperacji wpadłam do innej, ale tam nie dość, że drożej to nawet w czym poszperać nie ma. Odpuściłam więc sobie sznureczki, ale żeby wolnych przebiegów nie mieć (ponieważ ja w lataniu po sklepach nie gustuję i robię to tylko wtedy, kiedy absolutnie muszę), wpadłam do sklepu dla plastyków i stamtąd wróciłam z malutkim łupem.
Troszkę serwetek i trzy pary drewnianych baz do kolczyków. Szkoda, że ten towar (drewienka znaczy) akurat na wykończeniu, a może i dobrze, bo jakby było więcej na sklepie, to pewnie przygarnęłabym więcej. Żałuję jednak, że nie mają tam drewnianych zakładek do zdobienia. Cóż, jak się nie ma co się lubi... znacie to :). Wieczorkiem zaś wyplotłam sobie to:
Cieniutki wężyk ma ok 8 mm szerokości. Myślę, że fajnie wyglądałyby trzy lub cztery takie bransoletki noszone razem, może w różnych kolorach. Wężyk zostaje u mnie i pewnie z czasem dorobię mu jakieś towarzystwo. Poza tym można tą bazę zrobić szerszą i ozdobić wierzch inaczej. Ta wersja jest prościutka i minimalistyczna. Na instrukcję ja ją zrobić trafiłam w sieci, ale w tej chwili za nic nie mogę jej znaleźć. Jak tylko ją odszukam, podam tutaj link.